Blog

Zabawa, zabawa…..i po zabawie, czyli kilka słów o piciu i terapii uzależnień

Opublikowano

Film Kingi Dębskiej „Zabawa, zabawa” warto obejrzeć. To bezsprzeczne. Pytanie tylko dlaczego, skoro filmów o uzależnieniu nakręcono już sporo, mamy w pamięci choćby „28 dni”, „Tylko strach”, „Kiedy mężczyzna kocha kobietę” czy w końcu „Pod mocnym aniołem”

Przede wszystkim dlatego, że nie koncentruje się on głównie na destrukcji alkoholowej, przedstawiając obraz osoby targanej alkoholowym zespołem abstynencyjnym, czyli trzęsącej się, wymiotującej, rzucanej napadami padaczkowymi czy cierpiącej z powodu omamów lub halucynacji.  To istotny objaw diagnostyczny, ale skupianie się li tylko na nim może często powodować, że znikają nam z oczu dyskretniejsze szkody i destrukcja, jaką uzależnienie wprowadza w inne obszary naszego życia, jak choćby relacje rodzinne czy pożycie intymne. Podobnie jak studentka Magda, pomimo sięgania w pracy po „małpki” zadołowane w szufladzie, twierdzi, że nie ma problemów z alkoholem, bo nie zawala swoich zadań, wypełnia targety i wszystko robi na czas…

Ewidentnie widzimy, że bohaterki utraciły kontrolę nad piciem i wobec alkoholu są bezsilne. Zdarza im się pić i wsiadać za kółko czy pod wpływem alkoholu przeprowadzać operacje chirurgiczne. Tu dotykamy kolejnego ważnego tematu. Czy z uwagi na picie zdarza mi się łamać swoje zasady i przekraczać granicę, których kiedyś obiecywałem sobie, że nigdy nie naruszę? Może wcześniej seks z nowo poznaną osobą wydawał się nie mieścić w moich standardach, ale kiedy po zakrapianej imprezie mi się to zdarzyło, to jakoś próbuję się rozgrzeszyć, tłumacząc sobie, że w sumie wszyscy znajomi robią podobnie.

W toku rozwoju uzależnienia dochodzi do rozszczepienia i rozdwojenia „Ja”, dlatego coraz trudniej takiej osobie powiedzieć jaka jest i jak zachowuje się w danej sytuacji. Tworzą się więc swoisty „dr Jeckyll i pan Hyde”, bo po alkoholu uważam siebie za wartościowego, sprawczego, odnoszącego sukcesy, słowem takiego, którego na wszystko stać. Inaczej jest, gdy trzeźwieję, tutaj mam poczucie przegranej, tego, że moje życie niewiele znaczy, a samemu trudno jest nadać mu jakiś sens. Tak jak szanowana pani chirurg Teresa, która jednego dnia odbiera prestiżową nagrodę za oddanie w pracy na rzecz małych pacjentów, a następnego ranka budzi się umorusana, w znoszonym ubraniu, z pustą butelką po wódce pod poduszką.

Oglądając ten film nasunęła mi się refleksja, gdzie byli bliscy tych osób i jak to na nich wpłynęło? Prawda jest niestety smutna, bo w obliczu atomizacji więzi rodzinnych i przyjacielskich, często nie wiemy, co dzieje się z naszymi dziećmi, partnerami czy rodzicami. Osoba uzależniona, dbając o zapewnienie sobie komfortu picia, często przybiera maskę sukcesu, pokazując, jak dobrze radzi sobie ze swoimi obowiązkami i wszystko świetnie „ogarnia”. Stąd rozmowy o pogodzie przy rodzinnym obiedzie bohaterki filmu „Zabawa, zabawa” Magdy czy bankietowe small taki prokurator Doroty.

Rodzi się jednak pytanie, co mogę zrobić, gdy widzę, że bliska mi osoba ma problem z alkoholem? Przede wszystkim postawić granicę, pokazać, że nie godzę się np. abyś zajmował się dziećmi, gdy jesteś pod wpływem alkoholu i masz zmienioną świadomość. Warto dawać informacje zwrotne dotyczące naszego zaniepokojenia, troski czy frustracji wynikającej z tej sytuacji. Kolejnym krokiem może być interwencja rodzinna, najlepiej przygotowana pod okiem terapeuty uzależnień, gdzie skonfrontujemy bliską osobę ze skutkami jej picia i sformujemy oczekiwania dotyczące zmiany. Wreszcie, możemy rozważyć skierowanie sprawy do Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, która to może pilotować dalej tę sprawę, zdiagnozować, czy osoba jest uzależniona od alkoholu, a także w wyniku decyzji sądu zobowiązać ją do leczenia odwykowego. Terapia uzależnień jest tu szansą na rozpoczęcie procesu zdrowienia i poprawę samopoczucia, a w konsekwencji naprawę więzi rodzinnych.

 

 

 

 

 

Uncategorized

Jak zadbać o siebie w Nowy Rok?

Opublikowano

Mamy styczeń, rozpoczął się Nowy Rok. Za nami święta – czas, kiedy obdarowywaliśmy bliskich prezentami, okazując im w ten sposób naszą miłość i przywiązanie. Często zastanawiam się, jak ludzie w tym okresie obdarowują samych siebie. Czy kładąc prezent pod choinkę pomyśleliście może o swoich potrzebach i o tym, co byście najbardziej chcieli sobie ofiarować?

Ostatnio, rozmawiając ze znajomą, usłyszałam, że czuje się przemęczona, pozbawiona energii, a wyjazdy do domu rodzinnego na święta tylko pogłębiają jej stan. Podzieliła się swoją historią życiową, wychowywania się w domu, gdzie było dużo alkoholu, doświadczyła przemocy ze strony ojca i braku wsparcia ze strony matki.  Czytając teksty w internecie zdiagnozowała, że najprawdopodobniej ma syndrom DDA – Dorosłego Dziecka z Rodziny Alkoholowej (lub patrząc szerzej z rodziny dysfunkcyjnej, gdzie jeden z rodziców był przewlekle chory, nieobecny, panowało skrajne ubóstwo, bezrobocie albo uzależnienie; niekoniecznie związane z alkoholem). Wtedy zapytałam ją, co chciałaby z tym dalej zrobić? Ona na to, że przecież teraz są święta, ma tyle rzeczy na głowie, musi zadbać o przygotowanie świątecznych potraw i kupienie bliskim upominków. Może kiedyś pomyśli o terapii lub poszukaniu wsparcia dla siebie, ale przecież jest tyle rzeczy, które musi jeszcze „ogarnąć”.

W jej świecie, na nią samą i jej potrzeby nie starczyło niestety już miejsca.

Jeśli w tej krótkiej historii znajdujesz choć cząstkę swoich doświadczeń, usiądź teraz proszę choć na chwilę i zastanów się, co mówią Twoje uczucia. Jakie pod nimi kryją się potrzeby? Wiem, że zrobienie pierwszego kroku i zapisanie się do specjalisty wymaga nie lada odwagi i determinacji w walce o siebie. Wyobrażam sobie, że może już kilka razy brałeś telefon do ręki, wykręcałeś numer… i w ostatniej chwili się wycofywałeś. To jak najbardziej normalne i prawidłowe, może potrzebujesz jeszcze czasu, bo to duża zmiana w Twoim życiu. Być może od małego towarzyszy Ci przekonanie, że nie powinno się prosić o pomoc, bo robią to tylko słabeusze, a Ty przecież pokażesz innym, że sobie poradzisz. Wierzę, że tak będzie, ale zastanawiam się jakim kosztem?

Bliskie mi jest powiedzenie, że z terapią jest trochę tak jak z randkowaniem – czasem trzeba kilku spotkań, by upewnić się, że jest to właściwa osoba, z którą chcielibyśmy pracować nad naszymi trudnościami. Dobrze jest, przed umówieniem się na pierwszą konsultację, sprawdzić, że wybrany przez nas specjalista ma ukończoną szkołę psychoterapii (lub jest w jej trakcie) oraz czy pracuje pod superwizją. Jest to forma zadbania o siebie i chronienia siebie, bo w końcu powierzamy takiej osobie często intymne i długo skrywane informacje na swój temat.

Już po pierwszym spotkaniu, zachęcam do zapytania siebie – „czy dobrze się czuję w obecności tego specjalisty?”; „czy mam poczucie, że mogę mu zaufać i się przed nim otworzyć?”.  Jeśli za pierwszym razem nie trafi się na tę właściwą osobę, pomimo tego, że sprawdziliśmy jej kwalifikacje, warto się nie zrażać. Czasem zwyczajnie, z powodów osobowościowych czy światopoglądowych, możemy nie czuć się komfortowo w tej relacji, dlatego lepiej o tym powiedzieć, otworzyć ten temat; a po ewentualnym omówieniu poszukać innego psychoterapeuty.

Niekiedy dobrym podarunkiem dla siebie mogą być warsztaty psychologiczne. Mają zamkniętą, najczęściej jednodniową formułę, a praca tam zazwyczaj nie jest taka głęboka jak podczas psychoterapii indywidualnej bądź grupowej. To także dobra okazja, by poobserwować siebie w grupie, jakie emocje budzą w nas poszczególne osoby, do kogo nam jest bliżej, a do kogo dalej.

 

 

 

 

 

 

 

 

Mamy styczeń, rozpoczął się Nowy Rok. Za nami święta – czas, kiedy obdarowywaliśmy bliskich prezentami, okazując im w ten sposób naszą miłość i przywiązanie. Często zastanawiam się, jak ludzie w tym okresie obdarowują samych siebie. Czy kładąc prezent pod choinkę pomyśleliście może o swoich potrzebach i o tym, co byście najbardziej chcieli sobie ofiarować?

Ostatnio, rozmawiając ze znajomą, usłyszałam, że czuje się przemęczona, pozbawiona energii, a wyjazdy do domu rodzinnego na święta tylko pogłębiają jej stan. Podzieliła się swoją historią życiową, wychowywania się w domu, gdzie było dużo alkoholu, doświadczyła przemocy ze strony ojca i braku wsparcia ze strony matki.  Czytając teksty w internecie zdiagnozowała, że najprawdopodobniej ma syndrom DDA – Dorosłego Dziecka z Rodziny Alkoholowej (lub patrząc szerzej z rodziny dysfunkcyjnej, gdzie jeden z rodziców był przewlekle chory, nieobecny, panowało skrajne ubóstwo, bezrobocie albo uzależnienie; niekoniecznie związane z alkoholem). Wtedy zapytałam ją, co chciałaby z tym dalej zrobić? Ona na to, że przecież teraz są święta, ma tyle rzeczy na głowie, musi zadbać o przygotowanie świątecznych potraw i kupienie bliskim upominków. Może kiedyś pomyśli o terapii lub poszukaniu wsparcia dla siebie, ale przecież jest tyle rzeczy, które musi jeszcze „ogarnąć”.

W jej świecie, na nią samą i jej potrzeby nie starczyło niestety już miejsca.

Jeśli w tej krótkiej historii znajdujesz choć cząstkę swoich doświadczeń, usiądź teraz proszę choć na chwilę i zastanów się, co mówią Twoje uczucia. Jakie pod nimi kryją się potrzeby? Wiem, że zrobienie pierwszego kroku i zapisanie się do specjalisty wymaga nie lada odwagi i determinacji w walce o siebie. Wyobrażam sobie, że może już kilka razy brałeś telefon do ręki, wykręcałeś numer… i w ostatniej chwili się wycofywałeś. To jak najbardziej normalne i prawidłowe, może potrzebujesz jeszcze czasu, bo to duża zmiana w Twoim życiu. Być może od małego towarzyszy Ci przekonanie, że nie powinno się prosić o pomoc, bo robią to tylko słabeusze, a Ty przecież pokażesz innym, że sobie poradzisz. Wierzę, że tak będzie, ale zastanawiam się jakim kosztem?

Bliskie mi jest powiedzenie, że z terapią jest trochę tak jak z randkowaniem – czasem trzeba kilku spotkań, by upewnić się, że jest to właściwa osoba, z którą chcielibyśmy pracować nad naszymi trudnościami. Dobrze jest, przed umówieniem się na pierwszą konsultację, sprawdzić, że wybrany przez nas specjalista ma ukończoną szkołę psychoterapii (lub jest w jej trakcie) oraz czy pracuje pod superwizją. Jest to forma zadbania o siebie i chronienia siebie, bo w końcu powierzamy takiej osobie często intymne i długo skrywane informacje na swój temat.

Już po pierwszym spotkaniu, zachęcam do zapytania siebie – „czy dobrze się czuję w obecności tego specjalisty?”; „czy mam poczucie, że mogę mu zaufać i się przed nim otworzyć?”.  Jeśli za pierwszym razem nie trafi się na tę właściwą osobę, pomimo tego, że sprawdziliśmy jej kwalifikacje, warto się nie zrażać. Czasem zwyczajnie, z powodów osobowościowych czy światopoglądowych, możemy nie czuć się komfortowo w tej relacji, dlatego lepiej o tym powiedzieć, otworzyć ten temat; a po ewentualnym omówieniu poszukać innego psychoterapeuty.

Niekiedy dobrym podarunkiem dla siebie mogą być warsztaty psychologiczne. Mają zamkniętą, najczęściej jednodniową formułę, a praca tam zazwyczaj nie jest taka głęboka jak podczas psychoterapii indywidualnej bądź grupowej. To także dobra okazja, by poobserwować siebie w grupie, jakie emocje budzą w nas poszczególne osoby, do kogo nam jest bliżej, a do kogo dalej.